Zwiedzanie Szafszwan

Chefchaouen – w błękitnym labiryncie marokańskich uliczek

-Jak się nazywa to miejsce?

-Szafszawan.

-Jak to się pisze?

-C-h-e-f-c-h-a-o-u-e-n.

-Ech… Na pewno? Nie ma na mapie.

-Bo na mapie to Al-Ujun.

 

Jedno miejsce, wiele nazw. Niewielkie stare miasto i każdego roku setki tysięcy turystów z całego świata. Wszędobylskie koty niczym indyjskie święte krowy. To Szafszawan. Niebieskie Miasto Maroka.

Kto choć raz na jakiś czas przegląda portale podróżnicze lub śledzi rankingi najchętniej odwiedzanych miejsc na świecie, z pewnością widział zdjęcia z Szafszawan. Ściany, drzwi, chodniki oraz ulice pomalowane na niebiesko, przykuwają wzrok i na długo zostają w pamięci. Planując spędzenie zimy w Maroku, zrobiłam listę miejsc, które tym razem chciałabym odwiedzić. Naszą ostatnią wyprawę do tego afrykańskiego kraju po zaledwie 3 tygodniach przerwał wybuch pandemii, pozostawiając ogromny niedosyt. Niebieskie miasteczko było jednym z niezrealizowanych punktów podróży. W styczniu 2023 nadszedł czas, by to zmienić.

Czy warto odwiedzić Błękitną Perłę Maroka? Gdzie bezpiecznie zostawić samochód? Dlaczego Chefchaouen jest niebieskie? Czy rzeczywiście jest tak niesamowite, jak pokazują miliony pocztówkowych zdjęć zalewających Internet? Zapraszam do lektury!

Zwiedzanie Szafszawan

Jak dojechać do Szafszawan i gdzie zaparkować?

Nasza droga do słynnego Niebieskiego Miasta wiodła od strony Ceuty. Tam zjechaliśmy z promu i po formalnościach na granicy, ruszyliśmy prosto na południe. Nieco ponad stukilometrowa trasa prowadziła początkowo wzdłuż wybrzeża, przez niewielkie miejscowości oraz zielone pola i łąki (tak, tak – zielone, proszę nie regulować odbiorników, Maroko to nie tylko pustynie 😉 ).

Dość zmęczeni po podróży, zaplanowaliśmy zwiedzanie na kolejny dzień. Przed południem pokonaliśmy ostatnie kilometry dzielące nas od Chefchaouen. O zbliżaniu się do celu świadczyła coraz większa ilość domów pomalowanych na niebiesko, malownicze stragany z ceramiką rozsiane wzdłuż głównej drogi oraz bardziej europejski wygląd ulic (nie chodzi tu bynajmniej o paryski bruk czy wielkomiejski blichtr, a jedynie o kosze na śmieci i chodniki – kto w Maroku był, to wie, że jest to raczej niecodzienny widok w mniej turystycznych miejscach).

W drodze do Szafszawan

Naszego vana zostawiliśmy na jednym z polecanych przez park4night parkingów. Kosztowało to 40 dirhamów (4 euro), co stanowi dość wysoką cenę jak na ten kraj, aczkolwiek spodziewaną, ze względu na ogromną popularność miasteczka i bliskość słynnej błękitnej medyny (medyna to określenie starówki w świecie arabskim). Zapisując w telefonie adres parkingu, ruszyliśmy na zwiedzanie.

STOP Najpierw formalności.

Dlaczego w ogóle Chefchaouen jest niebieskie?

Maroko, choć to barwny kraj, nie jest zbytnio ekscentryczne w przypadku malowania domów. Budynki są zazwyczaj białe, by odbijać promienie słoneczne podczas upalnego lata lub rudo-brązowe w kolorze saharyjskiego piasku. Błękitne Szafszawan wyróżnia się na ich tle – jak do tego doszło? Teorii jest kilka – od tych bardziej fantastycznych, po zupełnie pragmatyczne.

Zwiedzanie Szafszawan

Uduchowieni tynkarze i malarze

Jedna z nich mówi, że Żydzi uciekający z Europy przed prześladowaniem religijnym w XV wieku, znaleźli w Szafszawan azyl. Spokojne, bezpieczne miejsce do życia utożsamiali z Rajem, dlatego właśnie w kolorach nieba pomalowali miasteczko. Może to być jedynie część prawdy, ponieważ starsi mieszkańcy pamiętają czasy, gdy kolorem dominującym w mieście była biel, natomiast błękitne akcenty pojawiały się wtedy jedynie w dzielnicy żydowskiej. Co ciekawe, większość Żydów opuściła miasto w dwudziestoleciu międzywojennym i udała się do Izraela, a miasto stało się intensywnie chabrowe znacznie później. Może ze względu na tradycję zapoczątkowaną niegdyś przez judaistów? Idźmy dalej.

Morska bryza w głębi lądu

Inna wersja, chyba najbardziej zabawna (choć wielu użyłoby raczej słowa „absurdalna”) mówi, iż niebieski kolor kojarzy się z wodą, dlatego nawet podczas upalnego lata, w miasteczku pomalowanym na lazurowo jest chłodniej. Pisząc to zdanie, nie potrafię przestać się uśmiechać 😀 Od dziś zapomnijcie o klimatyzatorach i wiatrakach, latem ubierajcie się na niebiesko, a będzie Wam chłodniej!

Teoria odpychania i przyciągania

Kończąc żarty, wracamy do następnej prawdopodobnej przyczyny barwy Chefchaouen. Otóż kolor ten odstrasza owady, zwłaszcza natrętne muchy i komary, ma zatem niebagatelne znaczenie dla komfortu i higieny. W taką wersję jestem w stanie uwierzyć, jednak myślę, że dla obecnego wyglądu miasta największe znaczenie ma nie to, kogo odstrasza, tylko kogo przyciąga.

Tysiące gości odwiedzających Szafszawan każdego roku, wielkie marki modowe wykorzystujące błękitne uliczki jako scenografię sesji fotograficznych, gwiazdy Instagrama promujące miasto w Internecie – to wszystko przynosi ze sobą pieniądze, zostawiane w restauracjach, na straganach z pamiątkami, w obiektach noclegowych. Nie dziwi więc, że lokalne władze finansują zakup niebieskiej farby dla mieszkańców. Aż kusi, żeby przytoczyć słynne „Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Mieszkańcy Chefchaouen wolą jednak bardziej romantyczne wersje o inspiracji Rajem, błękicie jako kolorze odpędzającym złe duchy, a nawet tę o odstarszaniu komarów. To ich miasteczko i mają prawo do tworzenia lokalnych legend, a my jako goście powinniśmy je respektować. Podczas wizyty w Maroku poznawajcie kolejne opowieści o błękicie i udawajcie, że tego wszystkiego nie wiecie. Przynajmniej nie ode mnie! 😉

Jak zwiedzać Chefchaouen?

Naszym pomysłem na zwiedzanie Szafszawan było … zgubienie się. Tym razem wyjątkowo – bez czytania przewodników, szukania informacji w Internecie, oglądania zdjęć, przeglądania recenzji, nastawiania się na cokolwiek. I z perspektywy czasu uważam, że był to dobry wybór. Przybycie do niego z ciekawością, a nie żądaniem „ma być pięknie i bajkowo, jak na zdjęciach”. Takie właśnie jest Chefchaouen – warte zaciekawionego spoglądania za każdy kolejny narożnik, niespiesznego spacerowania labiryntem uliczek, delektowania się szklanką świeżo wyciskanego soku pomarańczowego na jednym z tarasów lokalnych restauracji. To nie europejska stolica z niemającą końca listą atrakcji do odhaczenia, lecz senne miasteczko od dość niedawna goszczące turystów.

Raz w górę, raz w dół – tak się spaceruje po Chefchaouen

Zbliżając się do medyny, pokonywaliśmy schody, niewielkie podwórka, wąskie przejścia i dość szerokie ulice. Jedno było stałe – coraz liczniej dostrzegane wokół niebieskie akcenty. To nie jest tak, że po przejechaniu rogatek Chefchaouen nagle wszystko zalewa lazurowa fala. Większość budynków jest białych, szarych, beżowych, natomiast więcej błękitów pojawia się bliżej serca miasta, a dominują jedynie w medynie.

Ku naszemu zaskoczeniu (i radości!) nie było tłumów. Okazuje się, że końcówka stycznia stanowi doskonały czas, by tu przyjechać. Samotny spacer prawie pustymi uliczkami ma zdecydowanie więcej uroku niż przepychanie się przez rozentuzjazmowany tłum z aparatami fotograficznymi, przekrzykujący się we wszystkich językach świata.

Serce medyny w Błękitnym Mieście

Nieco więcej ludzi spotkaliśmy na głównym placu – Plaza Uta et Hamman, przy którym znajdują się główne atrakcje miasteczka, czyli Kasbah i Grand Mosque, czyli Wielki Meczet. Do drugiego mają wstęp jedynie Muzułmanie zaś do kasby (ufortyfikowanej części miasta) …nie wiedzieliśmy, że możemy wejść (to są właśnie uroki zwiedzania bez przygotowania…). Dookoła tego arabskiego rynku, zlokalizowane są małe sklepiki, przenośne stragany, restauracje i kawiarnie. Wiele z nich, oprócz stolików wystawionych przed lokalem, oferuje także miejsce na balkonach i tarasach. Spożywanie posiłku umilała grupa lokalnych muzyków, kręcąc do rytmu chwostami na czapkach. Niektórzy byli zachwyceni takim marokańskim folklorem, inni szybko kończyli dania i uciekali od dźwięków wydawanych przez grajków oraz ich instrumenty.

Główne atrakcje Niebieskiej Perły – kramy, kuchnia i koty

W poszukiwaniu ciszy i bardziej kameralnych restauracji zagłębiliśmy się w labiryncie błękitnych uliczek. Tam mijaliśmy sklepiki z rękodziełem oraz lokalnymi produktami spożywczymi, których właściciele uprzejmie nas witali i polecali swoje towary, jednak nie byli w żaden sposób natarczywi, jak twierdzi gros przewodników. Można było kupić wielobarwne chusty, kolorowe babusze (marokańskie kapcie), dżellaby (tradycyjne stroje), wyroby z gliny, przyprawy i mnóstwo innych rzeczy.

Elementem charakterystycznym marokańskich miast są wszechobecne koty. Tutaj również nie było inaczej. Nie przejmowały się niczym i nikim – nawet grupie azjatów robiących im sesje fotograficzne. Z właściwą dla siebie nonszalancją nadal zajmowały się swoimi ważnymi sprawami, czyli myciem futerka i drzemką. Wylegiwały się na straganach i w reastauracjach, licząc na co lepsze kąski.

Po długim spacerze usiedliśmy na obiad w jednej z niedużych knajpek. Oczywiście nie mogło obyć się bez tajina, pomidorowo-ogórkowej marokańskiej sałatki, ciepłego okrągłego chlebka i szklanki soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Ceny były dość umiarkowane, za posiłek dla 2 osób zapłaciliśmy około 100 dirhamów (~43 zł).

Wrażenia z Chefchaouen

Było już późne popołudnie, gdy wróciliśmy do auta. Powoli zmierzając w stronę oceanu na dalsze marokańskie przygody, rozmawialiśmy o Chefchaouen. Czy nam się podobało? A może jednak rozczarowało? Zgodnie twierdzimy, że częściej zachwycają nas dzieła natury od tych stworzonych ludzkimi rękami, ale Niebieska Perła Maroka przypadła nam do gustu. Na pewno nie byłaby głównym powodem do odwiedzenia tego kraju, lecz jako przystanek w podróży i malownicze miejsce do spacerowania podczas ciepłego popołudnia – sprawdziła się doskonale.

Czy żałuję, że nie przeczytałam wcześniej przewodnika, nie odwiedziliśmy kasby, nie zrobiłam sobie epickiej sesji fotograficznej na tle jednego z najbardziej znanych plenerów świata? Nie. Oczywiście, jeśli ktoś przyjechał do Chefchaouen właśnie po to – w porządku. Uważam, że każdy powinien podróżować tam, gdzie lubi i tak jak lubi, jeśli odbywa się to z szacunkiem dla danego miejsca (zarówno ludzi, jak i przyrody). Jeden lubi góry, inny Mazury, jeden woli spanie pod namiotem, inny kilkugwiazdkowy hotel z basenem. Jeśli macie niewiele czasu na podróże, to spędźcie go tak, jak lubicie – a nie, tak jak Wam każe moda w danym sezonie.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *