“Słuchaj go dalej, to będziesz zimą w sandałach chodzić!”. Któż z nas nie słyszał tego w dzieciństwie… Jednak kto by pomyślał, że przestroga przed korzystaniem z rad lekkomyślnych kolegów ma szansę stać się kiedyś tak atrakcyjną wizją spędzania najzimniejszych miesięcy w roku? Okulary przeciwsłoneczne i krótkie rękawki, zamiast konieczności przepoczwarzania się w człowieka cebulkę? Ten wariant zdecydowanie bardziej nam odpowiada!
Przez kilka lat Wyspy Kanaryjskie były dla nas zimowym domem. Gwarancja temperatur powyżej 20 stopni, dużo słońca oraz lazurowy błękit nieba to co najmniej interesująca alternatywa dla jesiennej pluchy, szarych dni i długich nocy.
Najwięcej czasu spędziliśmy na Gran Canarii – pozwólcie, że trochę Wam o niej opowiem…
Gran Canaria, czyli “kontynent w miniaturze”
To określenie często pojawia się przy okazji tej wyspy, a to za sprawą jej przyrodniczego bogactwa i zróżnicowanych krajobrazów. W ciągu jednego dnia można spacerować po wydmowych piaskach Maspalomas, spojrzeć w przepaść z klifowego wybrzeża północy, przedzierać się przez bujną roślinność zielonych dolin oraz podziwiać górzysty krajobraz z niemal dwutysięcznego szczytu Pico de las Nieves (hiszp. Śnieżny Szczyt)…
Gdzie w ogóle są te całe Kanary? Ponadto słów kilka o ich historii
Archipelag Wysp Kanaryjskich leży na wysokości granicy Maroka z Saharą Zachodnią. Choć formalnie to terytorium zamorskie Hiszpanii – bliżej mu do Afryki. Panuje tu klimat zwrotnikowy suchy.
Jakie są dzieje historyczne i początki osadnictwa na archipelagu trudno powiedzieć. Dziś wiemy, że zanim kolonialne ambicje Hiszpanów przywiodły ich w te rejony, wyspy zamieszkiwali Guanczowie (hiszp. Guanches). Byli oni wysocy (170-180 cm wzrostu), mieli jasne włosy i niebieskie lub zielone oczy. To dość niezwykłe cechy jak na tak bliskie sąsiedztwo kontynentu afrykańskiego oraz historyczne dzieje regionu. Rdzenni Kanaryjczycy zamieszkiwali jaskinie, hodowali zwierzęta, uprawiali ziemię i łowili ryby. Wykonywali też prostą ceramikę, a szczególnie cenili wszelkie ozdoby. Stworzyli swój unikalny język gwizdów – el silbo, dzięki któremu mogli porozumiewać się na większych odległościach.
Aby nieco lepiej poznać Guanczów i obejrzeć nieliczne pozostałości ich osadnictwa na Gran Canarii należy odwiedzić Cenobio de Valeron – to ogromny spichlerz wykuty w skale stanowiący wielką wartość archeologiczną. Na podstawie badań tam prowadzonych można było wywnioskować jak żyli i co jedli dawni Kanaryjczycy, zanim w XV wieku przyszła na nich śmierć pod hiszpańską banderą…
Gran Canaria – co warto zobaczyć i jak przyjemnie spędzić czas?
Niezależnie od pory roku, na Wyspach Kanaryjskich możemy liczyć na dobrą pogodę i cały szereg atrakcji! Coś dla siebie znajdą zarówno spragnieni słońca i słodkiego lenistwa amatorzy wypoczynku na plaży, zapaleni sportowcy, jak i ciekawi świata odkrywcy realizujący podczas każdej podróży ambitn plan zwiedzania.
1. Plażowanie, kąpiele w oceanie, relaks nad naturalnymi basenami
Wyspa ta ma do zaoferowania naprawdę wiele. Miłośnicy plażowania mają do dyspozycji ponad 60 km piaszczystego wybrzeża – od maleńkich ukrytych wśród skał i znikających podczas przypływu połaci piasku po ogromną miejską Las Canteras w Las Palmas czy Playa del Inglés w Maspalomas. Wiele z nich posiada infrastrukturę turystyczną, taką jak wypożyczalnie leżaków, parasoli oraz restauracje i kawiarnie.
Niewątpliwą atrakcją Wysp Kanaryjskich są baseny naturalne, czyli niecki w skałach lub osłonięte od fal części wybrzeża (czasem lekko zmodyfikowane przez ludzi) wypełniające się wodą z oceanu. Jedne z najbardziej znanych znajdują w Puerto de las Nieves. Mieszkając na Gran Canarii po relaksie nad wodą lubiliśmy udać się na spacer niedużą promenada do pobliskiego Agaete i tam zjeść obiad w jednej z niewielkich restauracji z widokiem na ocean i spektakularne klify. Agaete to niewielka rybacka miejscowość znana dzięki charakterystycznej skale Dedo de Dios, czyli Palec Boży. Mimo, że kilkanaście lat temu słynny palec się złamał i wpadł do oceanu, turyści chętnie odwiedzają to miejsce.
2. Wycieczki krajoznawcze po Gran Canarii
Dwutygodniowy urlop może być zbyt krótki, jeśli chcemy dobrze poznać wyspę. Chociaż nie jest ona zbyt duża, obfituje w mnóstwo ciekawych, wartych zobaczenia miejsc. Z tego też powodu uznałam, że najwieksze atrakcje Gran Canarii zasługują na osobny wpis. Bardzo subiektywne zestawienie miejsc, w których sami chętnie bywaliśmy oraz gorąco polecaliśmy naszym gościom znajduje się tutaj.
3. Wędrówki górami, dolinami i wąwozami
Gran Canaria ma naprawdę wiele do zaoferowania miłośnikom trekkingu. Niektórzy z nich stawiają sobie nawet za cel przemierzenie jej pieszo – z jednego krańca na drugi! Ogromne zróżnicowanie krajobrazu pozwala spacerować wśród zielonego gąszczu barrancos (wąwozów), pomiędzy dzikimi plażami pojawiającymi się jedynie podczas odpływu oraz oczywiście wśród wysokich szczytów.
Caldera de Bandama
Przyrodę wyspy ukształtowały w dużej mierze procesy wulkaniczne i choć ostatnie erupcje na Gran Canarii miały miejsce około 3000 lat temu, wciąż można obserwować ich charakterystyczne pozostałości. Jedną z nich jest Caldera de Bandama. Jako że nie każdy jest za pan brat z geologią – kaldera to sporych rozmiarów zagłębienie powstałe na skutek gwałtownej erupcji niszczącej sporą część stożka wulkanicznego. Dzisiaj miejsce to wygląda jak zaskakująco regularna w swoim kształcie, pokryta bujną roślinnością dolina. Nawet mniej doświadczeni wędrowcy poradzą sobie z zejściem na jej dno i drogą powrotną. A dlaczego warto? Oprócz unikatowości obiektu (bo jak wiele osób może powiedzieć “byłem na dnie wulkanu”? 🙂 ) wąska wstążka ścieżki wiedzie wśród pomarańczowych skał i wielu ciekawych okazów roślin. Na samym dnie zagłębienia można się poczuć jak w zapomnianym tajemniczym ogrodzie. Oprócz obejrzenia ruin zapomnianego domostwa warto tam po prostu chwilę pobyć – rozsiąść się w cieniu wielkiego drzewa, odpocząć, nacieszyć oczy zielenią i uszy ciszą oraz śpiewem ptaków. Dla nas była to zawsze miła odmiana po betonowym, tętniącym życiem Las palmas.
Pico de las Nieves, Roque Bentayga, Roque Nublo
Wychodząc z kaldery można ruszyć dalej w górę, ku samemu szczytowi wyspy. Na mierzące prawie 2 tysiące metrów (a dokładniej 1949 m) Pico de las Nieves można wjechać samochodem. Co ciekawe, podróż samochodem z najbliższej plaży, a więc dokładnie z wysokości 0 m n.p.m. zajmie nam niecałą godzinę! Ze Śnieżnego Szczytu, choć zazwyczaj nie ma na nim ani jednego płatka białego puchu, można podziwiać zjawiskową panoramę gór, a przy odpowiednich warunkach atmosferycznych – dojrzeć nawet sąsiednie wyspy. Z tego miejsca zobaczyć można również kilka charakterystycznych punktów Gran Canarii – skały Roque Bentayga oraz Roque Nublo.
Ta ostatnia to niekwestionowany symbol wyspy. Ozdabia pocztówki, magnesy, koszulki, kubki oraz mnóstwo innych pamiątkowych gadżetów. Do niej nie dojedziemy autem – i całe szczęście, bo wiodąca do niej ścieżka jest zdecydowanie warta pokonania. Prowadzący wśród skał i sosen kanaryjskich szlak co chwila dostarcza nowych wrażeń. Raz są to dywany drobnych, iście majowych kwiatów, innym razem balsamicznie pachnący las, a im bliżej celu – surowy, marsjański wręcz krajobraz czerwonych nagich skał. Nierzadko docierając do Roque Nublo przechodzimy przez warstwę obłoków, by wejść na poziom ponad nimi. Nic więc dziwnego, jest to w końcu Chmurna Skała.
4. Szybciej, wyżej, dalej – sportowe emocje
Oprócz sportów zimowych na Gran Canarii można uprawiać praktycznie każdy rodzaj aktywności fizycznej (co niezmiernie cieszyło tą bardziej sportową część z naszej pary 🙂 ). Sporty wodne – pływanie z maską, nurkowanie, windsurfing i kitesurfing (na bardziej wietrznej, południowej i wschodniej części wyspy – okolice Bahia Feliz), surfing (przy Las Canteras w stolicy znajdziecie mnóstwo szkółek uczących jak postawić pierwsze kroki na desce).
Zapalonych żeglarzy z pewnością zainteresuje fakt, że port w Las palmas stanowi w zimie ostatni europejski przystanek przed przekroczeniem Atlantyku. Morscy jachtostopowicze szukają tu wakatów w załogach, chcąc znaleźć transport na Karaiby.
Można uprawiać kolarstwo górskie, piesze wędrówki, wspinaczkę skalną (nawet na słynną Roque Nublo!), latać na paralotni i prawdopodobnie mnóstwo innych rzeczy.
5. Karnawał
Brazylijski, wenecki ale czy znasz karnawał kanaryjski? Naprawdę ciężko opisać go samymi słowami i koniecznie choć raz trzeba go zobaczyć na własne oczy. Otaczający zewsząd tłum barwnych postaci, przebierańcy w różnym wieku, udzielająca się radość doprowadzają do prawdziwego zawrotu głowy.
Trwające kilka tygodni święto przyciąga tysiące ludzi i jest drugim największym po słynnym Rio de Janeiro karnawałem świata! Uliczne parady, pokazy szkół tańca, plenerowe spektakle, koncerty, wybory tegorocznej królowej i mnóstwo innych atrakcji! Kolorowy korowód przez prawie 2 miesiące podróżuje pomiędzy poszczególnymi miejscowościami archipelagu tworząc jedną z głównych atrakcji Wysp Kanaryjskich.
Spośród oszałamiająco wielobarwnych dni kanaryjskiego karnawału wyłania się święto wyjątkowe – Fiesta de los Indianos. To dzień, kiedy wszyscy przywdziewają białe stroje i uzbrojeni w opakowanie talku ruszają w miasto.
6. Smakowanie lokalnej kuchni
Jeśli waszym wymarzonym towarzyszem podróży, podobnie jak moim, jest Robert Makłowicz, z którym ramię w ramię chętnie zaglądalibyście do garów gospodyniom w różnych krajach i smakowali rarytasy niejednej spiżarni – to znaczy, że jedzenie jest dla was czymś więcej, niż tylko “paliwem”. W takim wypadku z pewnością rozumiecie, że opisywanie potraw z rozmaitych zakątków świata prowadzi do tworzenia kilometrowych elaboratów i nijak nie idzie zmieścić (ba! nawet byłoby bardzo szkoda to robić, ze względu na obawę potraktowania tematu zbyt pobieżnie) jako jeden niedługi akapit innego artykułu. Na wyprawę kulinarną po Gran Canarii zapraszam więc do osobnego wpisu ale ostrzegam! może zakończyć się ona nałożeniem niejednej “słusznej” porcji na talerz i niemożliwym do poskromienia ślinotokiem.
Nigdy nie sądziłam, że będę mieszkać (lub choćby pomieszkiwać) w miejscu, gdzie cały rok świeci słońce, rosną palmy i kwitną migdałowce. To kolejny przykład na to, jak bardzo życie może nas zaskoczyć, a przede wszystkim, że czasem trzeba pozwolić ponieść się marzeniom. I może tak jak Alicja w Krainie Czarów – warto, jeszcze przed śniadaniem, uwierzyć w sześć niemożliwych rzeczy. Kto wie, które z nich się spełnią?